Piafka-blog wnętrzarski

Ostatnie 8 miesięcy

17 sie 2017

Połowa roku już dawno za nami, a na blogu pojawiło się dopiero 14 wpisów! Kończę z wymówkami i zdradzam Wam dzisiaj, jak to właściwie ze mną jest, czemu jeszcze nie wróciłam chociaż dawno miałam, a do tego, mała zapowiedź dużego projektu, który właśnie realizuję. 

Kto mnie obserwuje na Facebooku lub Instagramie już od jakiegoś czasu wie, że jestem w ciąży. Podobno ciąża to nie choroba, ale już ciąża ze złamaną nogą to trochę inna bajka. Mimo wszystko, życie każdej kobiety zwykle jakoś (mniej lub bardziej) się zmienia w tym czasie, a granice dozwolonych aktywności zaczyna wyznaczać ciało. Zupełnie jak podczas takiej grypy, prawda? Niestety, choć należę do grona szczęśliwców, którzy nie wiedzą co to ciągłe poranne mdłości, to i tak musiałam wiele spraw odpuścić albo przesunąć nieco w czasie. I powiem Wam szczerze, że wcale, a wcale w ciąży być nie lubię, ale o tym napiszę Wam innym razem ;-)

W zeszłym tygodniu opublikowałam na swoim FP post dotyczący praw ciężarnych. 

Ten wpis dotarł do prawie 300 tysięcy osób! Jesteście niesamowici, wiecie? Bo to właśnie Wy, stali Czytelnicy, udostępniliście post jako pierwsi, dopiero potem rozeszło się dalej. I to jest super, bo może choć jedna kobieta, dzięki znajomości swoich praw, uniknie takiego stresu i problemów, z jakimi ja się spotkałam.

Myślę, że mój przypadek dobrze pokazuje, dlaczego warto wiedzieć o artykule 47 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej. Ale świetnie widać też w tej historii pewnie niedociągnięcia w tym prawie, łatwo zauważyć, co jeszcze należałoby poprawić i nad czym popracować. 

Na Facebooku było bardzo skrótowo i niestety kilka osób postanowiło mnie osądzić bez znajomości sytuacji (no bo jak ja śmiałam iść na rezonans kolana na własne życzenie, taka ze mnie nieodpowiedzialna osoba, że kaprysy sobie realizuję kosztem dziecka ;-)). Dlatego jednak opiszę, co się u mnie działo od początku roku nieco szerzej, bo choć nie odczuwam najmniejszej potrzeby tłumaczenia się przed takimi krytykantami, wiem, że opisanie mojej sytuacji może pomóc innej kobiecie w ciąży, której nikt nie udzieli wsparcia, a sama nie trafi na odpowiednią wiedzę w otchłani internetu. Bo trafienie na rzetelne informacje dotyczące ciąży i tak jest bardzo trudne, a jak się szuka konkretnych danych związanych z badaniami, lekami czy zabiegami, to już na serio lepiej zjeździć pół świata w poszukiwaniu jednorożca, będzie to mniejsza strata czasu. Ale o bzdurach z forów internetowych też napiszę Wam innym razem - mam za sobą pół roku przemyśleń i muszę jakoś wyładować frustrację na głupotę ludzką ;-)

Na samym początku roku, ostatniego dnia stycznia, dość niefortunnie przewróciłam się na stoku i trafiłam na SOR w Myślenicach. To był sam początek ciąży, jeszcze myślałam, że pozytywny wynik testu sprzed kilku dni, to raczej zaburzenie hormonów związane z tarczycą (przez przypadek pomyliłam dawki leków i było to bardzo prawdopodobne). Ale na wszelki wypadek od razu po przyjeździe do szpitala poinformowałam pielęgniarkę o takiej możliwości. I tu zaczęły się problemy... Bo wiecie - kobieta w ciąży, to szkoda czasu na diagnostykę, przecież i tak nie można jej leczyć. Nie wykonano mi prześwietlenia, jedynie USG. Usłyszałam, że lepiej dla mnie żebym w ciąży nie była, żebym poszła do ginekologa i wykonała badanie, a noga, no cóż, na pewno złamana nie jest, a nawet jak jest, to w dwa tygodnie się nie zrośnie i raczej nie trzeba będzie łamać ponownie. Trochę oszołomiona bólem i absurdem sytuacji, nie znając swoich praw, wyjechałam w towarzystwie mamy i męża ze szpitala mocno kombinując, jak tu wsiąść do auta z nogą w gipsie.

Ok, ale dlaczego uważam, że sytuacja była absurdalna? Bo byłam w szpitalu, w miejscu w którym mają lekarzy, odpowiedni sprzęt. Z perspektywy czasu uważam, że nie tylko powinni byli potwierdzić/wykluczyć ciążę, ale także sprawdzić czy wszystko jest w porządku, czy w wyniku upadku nie grozi mi poronienie. Spytałam o taką możliwość, bo od początku czułam, że kolano jest mocno rozwalone i podejrzewałam, że jest złamane albo coś wyleciało ze swojego miejsca, jakiś staw albo inna część skomplikowanej układanki, którą mamy w nodze. Lekarze wysłali mnie do domu stawiając błędną diagnozę, strasząc zerwaniem wszystkich możliwych więzadeł i pewnie doskonale wiedząc, że w Krakowie będę musiała iść prywatnie, bo nikt mnie nie przyjmie w ciągu kilku dni.

Ciążę udało mi się potwierdzić 17.02. W między czasie odwiedziłam kilku ortopedów i wykonałam rezonans kolana. Oczywiście prywatnie, bo terminy do lekarzy były na przyszły rok. Wolę nie wiedzieć, jakby się sytuacja skończyła, gdybym nie posłuchała własnego ciała i głosu rozsądku, gdybyśmy z mężem nie przeczytali mnóstwa artykułów naukowych dotyczących badań i leków dozwolonych w ciąży (to nie jest prawda, że nic nie wolno przyjmować; prawdą jest natomiast, że na ciężarnych nie prowadzi się badań naukowych, więc brakuje odpowiednich danych, by móc określić dany lek czy zabieg, jako bezpieczny), a także gdybym nie wyżaliła się Ilonie, a potem nie trafiła przypadkiem do Matki Prawnik i nie dowiedziała się o swoich prawach. Długotrwały ból i stres naprawdę są mniej korzystne dla płodu, niż zażycie Ibupromu.

Nie wyobrażacie sobie, ile razy usłyszałam "Ale jak to?! Operacja w ciąży? To chyba raczej po porodzie?!". Czy znacie kogokolwiek, kto z własnej woli poszedłby na dość kosztowną operację (miałam ją mieć prywatnie, ale na szczęście poznałam swoje prawa i udało mi się dostać do szpitala), a tym bardziej kobietę w ciąży? No właśnie... Także od razu Wam mówię, że kiedy zagrożone jest zdrowie lub życie matki, operację nie tylko można, ale wręcz należy wykonać, bo od prawidłowego funkcjonowanie organizmu kobiety, zależy też odpowiedni rozwój dziecka. Ale przede wszystkim, każda kobieta powinna mieć prawo do samodzielnego podjęcia takiej decyzji, prawo do rzetelnej informacji na temat stanu swojego zdrowia, prawo do wykonania badań, które ten stan ocenią. 

Miałam to szczęście, że do lekarzy woziła mnie rodzina, a mąż zgodził się ze mną, że moje zdrowie jest ważniejsze niż minimalne ryzyko poronienia w trakcie badań czy artroskopii. Ale wiem, że są kobiety, które tego szczęścia nie mają, które nie mają siły dociekać, szukać w zagranicznych artykułach naukowych danych i postanawiają zaufać lekarzom, pogodzić się z brakiem miejsc do specjalistów i w efekcie często zrezygnować z własnego zdrowia "bo maluszek jest najważniejszy". Dlatego opisałam moją sytuację, dlatego prosiłam Was o jej udostępnienie. Buntuję się, kiedy słyszę o poświęcaniu siebie, bo ktoś, gdzieś nagadał kobiecie, że badanie czy lek będą szkodliwe. Nie akceptuję sytuacji, w której trzeba chodzić prywatnie do lekarzy, bo inaczej można stracić zdrowie na zawsze. I absolutnie nie uważam, żeby tylko kobiety w ciąży miały prawo do szybszego leczenia, ale od czegoś trzeba zacząć, a to odpowiedni kierunek. Bo kobieta w ciąży nie może poczekać paru miesięcy z badaniem, które musi wykonać przed porodem. W jej przypadku, wynik badania może przesądzić nie o jednym życiu, a o dwóch.

Moje poglądy dotyczące ciąży będą dla wielu osób nieakceptowalne, bo podchodzę do tematu w sposób mocno medyczny, opieram się na faktach, wybieram własne zdrowie i życie, a nie zarodka, a do tego mam alergię na określenia typu fasolka, dzieciątko czy stan błogosławiony i otwarcie przyznaję, że nie znoszę być w ciąży. Ale niezależnie od własnych poglądów czy przekonań, trzeba mieć bardzo ograniczoną wyobraźnię lub zdolność logicznego myślenia, by nie zrozumieć, dlaczego kobiety w ciąży powinny omijać kolejki do specjalistów. Bo to chyba nie takie trudne, żeby pojąć, że choć kobieta, jako dorosły, w pełni wykształcony organizm, pewnie wytrzyma wadę serca, spadek ciśnienia czy złamane kolano i nic jej nie będzie, to trochę inaczej może sprawa wyglądać w przypadku tego rozwijającego się w niej dziecka, któremu kształtują się narządy i wszystkim powinno zależeć, żeby jednak rozwinęło się jak najlepiej i urodziło zdrowe. Dlatego zamiast narzekać i marudzić, jak to ciężko jest kobietom w ciąży, opisałam wszystko i dość mocno przyczyniłam się do rozpowszechniania wiedzy dotyczącej praw ciężarnych. Mój post skutkował artykułem w Wysokich Obcasach, Gazecie, a także temat został poruszony w Pytaniu na Śniadanie. Myślę, że to ważne, żeby kobiety znały swoje prawa, bo nie tylko mogą lepiej zadbać o siebie i dziecko, ale także uniknąć niepotrzebnych nerwów (np. skąd wziąć pieniądze na kolejne badania) czy bólu.

Szczegółowe opisanie 8 miesięcy w jednym wpisie, to trochę za dużo tekstu, dlatego na tym kończę, pozostałe absurdy zostawiam dla siebie ;-). Gdybym od początku wiedziała o istnieniu specjalnych praw dla kobiet w ciąży, przede wszystkim byłabym pewniejsza siebie, nie odpuściłabym wizyty u "swojego" lekarza. Ale przy złamanej nodze nie wiele by mi dała ta wiedza, bo ciąża nie była jeszcze potwierdzona, zatem nie miałam szans na posiadanie przy sobie zaświadczenia lekarskiego. To pewne niedociągnięcie w tej ustawie. Na wizytę u ginekologa czeka się od miesiąca do nawet pół roku. Zatem, gdy tak jak ja, kobieta w tym okresie będzie potrzebować pomocy medycznej, tak naprawdę nie jest objęta prawem dotyczącym kobiet w ciąży, mimo że należy do tej grupy. Istotne jest dostanie się do ginekologa jak najszybciej, najlepiej w ciągu max. 7 dni, bo aby otrzymać becikowe, trzeba być pod opieką lekarza od 10 tygodnia ciąży, a ważne badanie - usg genetyczne, wykonuje się do 14 tygodnia.

I żeby nie było, że jest tak źle z polską służbą zdrowia, a ja tylko narzekam, od stycznia trafiłam też do świetnych lekarzy, przychodni i szpitali, w których nie tylko zostałam szybko przyjęta (niekoniecznie w ciągu 7 dni, ale kiedy mogłam czekać na badanie, to się nie upominałam), ale także objęta odpowiednią opieką. Nie wiem czy dostawałam się poza kolejką ze względu na ciążę, skierowanie "pilne" czy stan zdrowia zagrażający normalnemu funkcjonowaniu w przyszłości, ale się dostawałam, a na operację czekałam tylko kilka dni. Poprawiłabym za to sposób rejestracji, bo nie zawsze da się przyjechać osobiście do placówki.

Moja historia skończyła się artroskopią w czerwcu i mam szanse normalnie chodzić w przyszłości. Na razie to jeszcze nie jest oczywiste, ale raczej nie dopuszczam opcji, żeby było inaczej. Jakoś przecież trzeba kolejne meble budować ;-)

A jak już przy meblach jesteśmy, to kilka słów o kolejnym projekcie. Od dawna, pewnie jak wiele kobiet, marzyłam o urządzeniu pokoiku dziecięcego. To jedyna taka okazja, kiedy można się bezkarnie otaczać ślicznymi, kolorowymi przedmiotami i nawet nasi mężczyźni bardzo nie będą marudzić. Ale los chciał, że większość ciąży przeleżałam i zaczęłam trochę inaczej podchodzić do tego tematu. Tygodniami przytłaczał mnie bałagan, odczuwam nadmiar rzeczy, dalej próbuję się odkopać po tak długim czasie bez sprzątania. Dlatego zdecydowałam postawić na wyprawkę w wersji minimum i zrezygnować z osobnego pokoju dla dziecka. Zamiast tego przeprowadzam odgruzowanie mieszkania, organizuję szafy i urządzam swój gabinet. Pokój planuję w taki sposób, żeby łatwo można go było zmienić w miejsce odpowiednie dla malucha. Plan już gotowy, część mebli udało mi się odnowić w przerwie między zrośnięciem kości, a artroskopią, dopinam ostatnie szczegóły i myślę, że pod koniec miesiąca w pełni przedstawię Wam mój projekt pod tytułem Gabinet Młodej Mamy. Jest super i składa się z wielu małych części. Będzie DIY (a jakżeby inaczej, całość musi być niskobudżetowa i z miłością do starych mebli), będzie o dekoracjach, o samej wyprawce i naszych decyzjach. A na koniec, po paru miesiącach, wszystko podsumuję, żebyście wiedzieli, jak to faktycznie wygląda w praktyce. Jeśli macie jakieś podpowiedzi związane z rzeczami dla noworodka, koniecznie dajcie znać, może czegoś nie przemyślałam albo nie uwzględniłam. 

I proszę, bądźcie dla mnie jeszcze chwilkę wyrozumiali, to już końcówka ciąży, ledwo się poruszam, a jeszcze tyle spraw muszę zdążyć ogarnąć ;-) Ale obiecuję Wam, że warto poczekać, będzie kilka perełek odnowionych i szykuję kilka ciekawych, nietypowych rozwiązań do pokazania. Jeśli chcesz być na bieżąco, to zapraszam na Instagrama, bo tam teraz najwięcej publikuję. Co wcale nie znaczy, że dużo, bo co Wam będę pokazywać, jak leżę i oglądam filmy, bo jest za gorąco, żeby robić cokolwiek innego ;-) Jakby to chociaż jakieś dobre filmy były, to bym Wam poleciła, ale na razie nie mam co. Może Wy podpowiecie jakiś tytuł?

Pozdrawiam,
Kaja



Podobało Ci się? Podaj dalej
14 komentarzy
  1. Projekt zapowiada się super. Czekam na wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będzie się dużo działo, a właściwie już się dzieje ;-) Wszystko uwieczniam na zdjęciach i pokażę, jak będzie skończone.

      Usuń
  2. Z otwartymi szeroko oczami i buzią czytałam Twoją historię. Nawet nie miałam pojęcia że jeszcze takie rzeczy się dzieją. Moja ciąża sprzed 4 lat wspominam bardzo dobrze (pod kątem opieki lekarskiej). Odrazu zgłosiłam się do poradni w Brzesku w szpitalu (gdzie również rodziłam) i otoczono mnie niesamowitą opieką. Szkoła rodzenia, sam poród i opieka na oddziale noworodków.. nie mogę narzekać.
    Czy już wiesz gdzie będziesz rodzić? Ja nie mam doświadczenia z Krakowem, drugie dziecko (jeśli się pojawi) również chcę rodzić w Brzesku.
    Ucałowania i dużo zdrowia, dla Ciebie i Malucha <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podchodzę do tego z dużą dawką humoru i ogromnym dystansem ;-) Ale uznałam, że opisanie może faktycznie przyczynić się do rozpowszechnienia wiedzy.
      Czytałam świetne opinie o Brzesku, szkoda, że to tak daleko. Sama myślę nad Żeromskim, znajome polecają i faktycznie wypada najlepiej, jeśli chodzi o podejście personelu do naturalności (z małymi wyjątkami, ale w Krakowie niestety nigdzie nie jest idealnie...).
      Dziękujemy <3

      Usuń
    2. Wiesz, Brzesko nie jest tak daleko. Ja o wiele bliżej mam do Żeromskiego, bo mieszkamy pod Krakowem, ale do Brzeska jest świetna droga - wylot z autostrady jest pod szpitalem. Zastanów się :) W momencie kiedy poczujesz pierwsze skurcze będziesz miała sporo czasu żeby dojechać (mówię to z własnego doświadczenia bo takie same miałam obawy). Ucałowania!

      Usuń
    3. Rozważę to, bo faktycznie krakowskie szpitale nie zachęcają. Dziękuję :)

      Usuń
  3. Polska służba zdrowia jest chora, podobnie system informowania pacjentów. O prawie do położnej środowiskowej dowiedziałam się ze szkoły rodzenia, a nie od ginekologa prowadzącego ciążę...
    Urządzanie pokoju... Cieszę się, że wtedy jeszcze miałam tylko 1 sypialnię dla nas trzech. Ułatwiło mi to wybór, który pokój dla dziecka. Długo myślałam nad wózkiem, nad fotelikiem-nosidełkiem, nad łóżeczkiem (mimo, iż mieliśmy już takie zwykłe po siostrzeńcach męża...)
    Okazuje się, że posiadanie łóżeczka w naszej sypialni jest najwygodniejsze. Dziecko jest na tyle blisko, aby zaspokoić jego potrzeby, ale na tyle daleko, aby dać nam się wyspać. Bo im bliżej maluszek, tym słabiej śpię słysząc jej każdy ruch i stęk ;)
    Podsumowując - moje wyobrażenia jak to będzie bardzo się mijają z rzeczywistością. Ale na plus :)
    Szczęśliwego rozwiązania I dużo zdrowia dla was oboje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie z tą wiedzą jest najgorzej. Wszystkiego trzeba samemu szukać, a czasami przecież nawet się nie wie o tym, że o czymś powinno się wiedzieć.

      Haha brak wyboru czasem jest najlepszy, nie trzeba za dużo kombinować ;-) Z wózkiem i fotelikiem mam ogromne szczęście, bo dostałam od znajomych i mogłam skreślić z listy. A do tego są genialne i nawet w mojej ulubionej kolorystyce :)
      Dzięki!

      Usuń
  4. Kochana przede wszystkim gratuluję! Wspaniele jest oczekiwać dziecka. Wiem coś o tym ;)
    Perypetii miałaś nie mało ale mam nadzieję i życzę Ci aby teraz wszystko układało się pomyślnie.

    Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania dziękuję :) Chociaż należę do grona tych kobiet, co to w ciąży być nie lubią i najbardziej to oczekują powrotu do normalności, jeśli chodzi o własne ciało :D Ty w ciąży promieniałaś, aż było widać na zdjęciach, jak szczęśliwa jesteś. Trochę zazdroszczę ;-) Ściskam Was z Leonem!

      Usuń
  5. Ja czasem lubię być w ciąży a czasem nie. Nie lubię być niezauważana przez innych w ogromnej kolejce i nie lubię jak mąż zakazuje mi tego czy tamtego :P Natomiast lubię myśleć jak to będzie za te kilka miesięcy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to takie trochę oddzielne sprawy - jedno to bycie w ciąży, sam stan, a drugie to czekanie na dziecko czy wyobrażanie sobie, jak to będzie. A samej ciąży to nie lubię :D

      Usuń
  6. Kochana świetny blog!
    Obserwuję, Twoje pomysły są nieocenione, czytam wciągnięta bez reszty :)

    OdpowiedzUsuń